Kiedy w 2006 roku szukałam swojej drogi w ebiznesie, trafiłam na warsztaty polsko-amerykańskiej mentorki biznesowej Wandy Loskot. A z jej polecenia sięgnęłam po książkę „Stategia Błekitnego Oceanu”.
Jestem ekonomistką, więc z racji studiów oraz upodobania do poznawania idei i strategii czytam sporo książek biznesowych. Część z przedstawianych w tych książkach systemów jest atrakcyjna, część mniej. Ale rzadko mam wrażenie, że przewracają moje poglądy do góry nogami.
A taką „wywrotową” koncepcją była właśnie strategia błękitnego oceanu.
O co chodzi z tym błękitnym oceanem
W tradycyjnej gospodarce większość firm operuje w „czerwonym oceanie”. Tam gdzie jest konkurencja i trzeba walczyć z nią tak zażarcie, że leje się krew. Działając w takich warunkach korzysta z istniejącego na rynku popytu i musi wiązać jakość z kosztami.
Ale współczesna gospodarka już nie jest gospodarką tradycyjną. Wyszliśmy daleko poza przemysł i usługi materialne. Wiele podmiotów świadczy usługi oparte na wiedzy. A to pozwala nam wyjść z opresji czerwonego oceanu.
Jeśli znajdziemy lub stworzymy nową niszę, w której nie mamy konkurencji, to nie musimy z nikim walczyć. Potrzebujemy wykreować popyt na swoje usługi (lub produkty). Ale jeśli nam się to uda, nie ma potrzeby wiązać jakości i przychodu z kosztami. Możemy sobie pozwolić na duże przychody przy proporcjonalnie niższych kosztach.
W branży wirtualnej asysty drogą do błękitnego oceanu może być specjalizacja. Ale to tylko jedna z dróg.
Ale cyrk!
Ale takim wyraźnym przykładem stworzenia własnej niszy i stosowania strategii błękitnego oceanu jest przykład cyrku (!).
Kiedy byłam dzieckiem (czyli jakieś 40 lat temu) przyjazd cyrku był prawdziwym świętem. Cyrk przyjeżdżał raz do roku, rozkładał namiot i przez kilka dni dawał przedstawienia. Cała okolica zjeżdżała do miasta, żeby podziwiać artystów, zwierzęta i orkiestrę.
Wraz z nadejściem gospodarki rynkowej pojawiła się konkurencja. Cyrkowcy przeszli na własne utrzymanie. Z cyrków zniknęły orkiestry, ubyło zwierząt. Namiot cyrkowy zaczą pojawiać się w mieście co kilka tygodni. I bilet do cyrku można kupić za 20-30 zł.
Ale nie wszystkie cyrki biedują. Na drugim biegunie tej samej gałęzi sztuki jest Cirque du Soleil. Międzynarodowe przedsięwzięcie artystyczne, gdzie występują świetni artyści. (Tylko ludzie, w Cirque du Soleil nie ma zwierząt). Mamy za to akrobatów, fantastyczną muzykę, piękne kostiumy. Ba, nawet „clowni”” nie wyglądają jak clowni i są zabawni, a nie straszni (jak w większości cyrków).
Cirque du Soleil przyjeżdża do Polski maksymalnie raz w roku i wypełnia publicznością wielkie hale widowiskowe. Udział w takim święcie sztuki cyrkowej kosztuje niemało. Sprawdzałam bilety na wrześniowe tourne – najtańszy bilet w przedsprzedaży kosztuje 135 zł. Najdroższy 349 zł. Różnica w cenie biletu dwóch rodzajów cyrków – to jeden rząd wielkości.
A co z tym wspólnego ma pinterest?
Ano tyle, że Pinterest może być metodą na przybliżenie się do „błękitnych” sposobów działania dla wielu naszych klientów. I dla samych wirtualnych asystentek. Na polskim rynku mamy tam 4,3 miliona użytkowników. A może powinnam napisać użytkowniczek (bo 80% z nich to kobiety). I relatywnie niewielką aktywność biznesową. Więc… warto na Pinteresta zwrócić uwagę.
Więcej o biznesowym zastosowaniu Pinteresta znajdziesz w moim kursie „Co Wirtualna Asystentka powinna wiedzieć o Pintereście?„